Ostatnio, dzięki uprzejmości kumpla, miałem przyjemność odwiedzić południe zielonej wyspy. A dokładniej – okolice Cork…
Tag: mateusz moskała
Ostatnio Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie zorganizowało dwudniowe „warsztaty fotografii lotniczej” na które udało mi się załapać. Główną atrakcją był wyjazd na płytę wojskową na Balicach.
Pogoda była taka, że nie dość że wymarzliśmy potwornie, to jeszcze ruch na oddalonym od nas o jakieś 500 metrów pasie startowym był ledwo widoczny poprzez mgłę. Ale komu to przeszkadza :)
Warsztaty, warsztatami – najważniejsze że grupa podobnych oszołomów mogła się spotkać w „sprzyjających okolicznościach przyrody”. Czekam na kolejna taką imprezę!
Smacznego!
(i niech mi ktoś powie, że duże nie jest piękne ;) )
Ostatnio, tak z głupia frant, odwiedziłem mieleckie lotnisko.
Kawałek pasa, z tradycjami, a co! Przy General Aviation dybanie pod płotem nie do końca ma sens, trza było spróbować poszwędać się w okolicach pasa i hangarów. Na początek weszliśmy na teren należący do mieleckich zakładów lotniczych. Przed hangarem stał Dromader, w hangarach Black Hawki – w końcu właścicielem jest Sikorsky. Na szczęście aparat miałem w plecaku, bo szybko nam wyperswadowano spacery po okolicy. Trudno.
Na szczęście kawałek dalej była szkoła Fly Polska. Weszliśmy do biura i z marszu zapytałem (bez specjalnych nadziei. W końcu płot nie jest taki zły), czy mogę porobić zdjęcia samolotom. Ku mojemu zaskoczeniu – mogłem! Instruktor zaprowadził mnie do hangaru, pokazał maszyny. Jak można było nie skorzystać z okazji! (pomimo smutku w oczach żony. Nikt nie mówił, że będzie lekko :) )
Miło, że jeszcze są miejsca w których nie traktują osoby z aparatem jak zbója czy innego szpiega.
Miałem w sobotę okazję uczestniczyć w wystawie i prelekcji Sławka „hesji” Krajniewskiego ze Stowarzyszenia Polskich…
No i to by było na tyle :)
Dla mnie sezon lotniczy się już kończy (nie sądzę, żebym na Axalp w październiku dotarł). Miałem być na dwóch pokazach, byłem na dwóch. Co prawda innych, niż zakładałem, ale trudno :) A migawka kłapnęła od czerwca prawie 10 000 razy…
Podsumowując – radomski Airshow zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Porządna impreza na europejskim poziomie. Nie ma się czego wstydzić.
Natomiast Dni NATO w Ostrawie – baaardzo fajna impreza (niech żyje pole kapusty/buraków za lotniskiem), ale organizacyjnie wypadło gorzej niż Radom. Zobaczymy za rok :)
I czas na podsumowanie. Tegoroczna edycja była najlepszą, w której uczestniczyłem. Ze względu na kompleksową organizację „naziemną”. Na niebie zawsze dużo się działo, ale tym razem organizatorzy pamiętali, że ma być to „szoł” dla stojącej za barierkami publiczności.
Fruwladła fruwladłami, ale komentatorzy, muzyka, sektory, wystawy a nawet rozłożenie sprzedawców wpływają na odbiór całości imprezy przez uczestników (a było ich w tym roku 180 000!). Wszystko było… takie naturalne, spontaniczne – na swoim miejscu. Oczywiście – pewnie drobiazgów nie dało się uniknąć, ale i tak wrażenie pozostało pozytywne.
Innymi słowy – była to impreza na naprawdę europejskim poziomie. Tak trzymać.
I pora na zdjęcia ;) Czy są to najlepsze moje zdjęcia z Radom Airshow 2011 – nie wiem. ale… Są takie najbardziej „moje”. Nie kolorowe, nie jasne, nie „uśmiechnięte” i nie spotterskie. W końcu samoloty wojskowe (a takie w większości pokazują się w Radomiu), jak piękne by nie były, są maszynami stworzonymi do zabijania.
A niebo zawsze jest piękne. Ale nie zawsze niebieskie.
No i tegoroczne radomskie Airshow dobiegło do spokojnego końca. Zła passa została przerwana, a sama impreza była niesamowita. Forza, forza Tricolori! (czy jakoś tak – włoski nie jest moją mocną stroną ;) ).
Poniżej – nie taka foto krótka relacja (uwaga – dużo zdjęć) z niedzieli, 28 VIII 2011 roku. Za jakiś czas (wkrótce, znaczy) postaram się przedstawić „Airshow moim okiem”. Ale to jeszcze nie teraz. Na razie – foto relacja z drugiego dnia radomskich pokazów. Smacznego!
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)
Jest (a w sumie to był) 27 VIII 2011r. Airshow radomskie możemy uznać za otwarte. Od 9 rano do 18 z groszami coś latało. Nasze Migi, Su (dwudzieste drugie), eFy 16, Hawki, Herculesy, AMXy, etc, etc.
9 godzin czystej akcji na niebie. Pokazy solo, grupy akrobatyczne, przeloty. Był nawet śmigłowiec redbulla. I to wszystko w jednym miejscu. Do tego prażące słońce (dzięki bogu za wiatr – bez niego już dawno nabawiłbym się udaru słonecznego). Ani jednej chmurki na niebie. Ale nic to – pierwszy dzień za nami. Warto było. Co z tego, że już zaczyna skóra płatami schodzić z każdej odsłoniętej części ciała. Nieważne. Było, minęło. A zacnie było!
Poniżej dość dużo zdjęć, ale nie mam siły przeprowadzić pełnej selekcji. Dość to obciąża łącze. Ale chyba warto. A co! W końcu to jedyna impreza tego kalibru w Polsce. I do tego raz na dwa lata… Frecce Tricolori, Patrouille Suisse, Patrouille de France, f16 Demo Team, Orliki, Biało-czerwone Iskry, walka kołowa mig 29 kontra f16, Eurofighter, Grippen, Awacs NATO, i tak dalej, i tak dalej. Dużo, gęsto, szybko głośno. O to w końcu w tej imprezie chodzi!
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)
Piątek, dzień przed samym Airshow był dla mnie męczący. I baaardzo satysfakcjonujący zarazem.
Okazało się, że grupa akrobatyczna Patrouille de france chce pokazać się bliżej dziennikarzom i spotterom. W związku z tym mogłem spędzić dzień wraz z tym zespołem.
Początkiem była rozmowa z ich PR oficerem. Następnie mogliśmy obejrzeć ich odprawę przed misją (bez możliwości robienia zdjęć). Po odprawie zostaliśmy przewiezieni bezpośrednio na pas startowy i mogliśmy uczestniczyć w przygotowaniu do startu, cały czas pod opieką PR managera. Obejrzeliśmy start, pokaz, C 130 którym przylecieli, lądowanie i odprawę końcową.
Muszę przyznać, że pomimo faktu, że interesuję się lotnictwem już chwilę, o pewnych sprawach nie miałem pojęcia. Na przykład: to mechanik/inżynier wybiera sobie samolot i pilota, którym się będzie opiekował. Albo: musieliśmy odpiąć identyfikatory ze względu na bliskość samolotów: ich wrażliwe silniki (o wielkiej mocy) mogą zerwać licho przymocowany kawałek zalaminowanego papieru i ulec uszkodzeniu.
W trakcie samego lotu w pewnym momencie zrobiło się poważnie – zamiast dokonać przelotu nad lotniskiem, dwóch pilotów po prostu wylądowało. Wytłumaczono nam, że taka jest procedura w przypadku, gdy coś się dzieje: uszkodzony samolot ląduje pod eskortą kolegi z grupy. Tak, na wszelki wypadek. Nasz opiekun nie miał ze sobą radia, więc nie wiedział, na czym polega problem. Dodatkowo – mieliśmy 2 samoloty na ziemi, 4 w zasięgu wzroku w powietrzu, ale ciągle brakowało nam dwóch. Dopiero po dobrych 10 minutach udało nam się doliczyć wszystkie samoloty, które wylądowały.
A powodem alarmu była błahostka: w samolocie z numerem 2 uszkodzeniu uległo radio, a dokładniej możliwość nadawania, bez której przeprowadzenie pokazu o tym stopniu komplikacji było po prostu zbyt niebezpieczne. Po wylądowaniu większości samolotów, lider grupy postanowił sam dokończyć „melodię”:
Melodia, to dla grup akrobacyjnych jest wszystko. Kiedy są w powietrzu, prowadzi ich głos ich dowódcy. On kontroluje całość sytuacji i wydaje komendy. I to właśnie też ćwiczą piloci na odprawie – siedząc za biurkami słuchają głosu swojego dowódcy i rękoma operują wyimaginowanymi sterami swoich samolotów.
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)
Start radomskiego Airshow już w sobotę. Na razie załogi uczestniczące w pokazach przylatują na miejsce i trenują. Wstęp na teren lotniska mają tylko szczęśliwi posiadacze tzw. „spotter packów”. My, szarzy zjadacze chleba, musimy na razie zadowolić się przyklejaniem nosa (i aparatów) do płotu ograniczającego lotnisko.
Zatem – poniżej kilka zdjęć pasjonata lotnictwa (czyli oszołoma :) ) relacjonujących sytuację na radomskim lotnisku na dwa przed startem Radom Airshow 2011. Zapraszam!
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)
Prypeć – dziś to wymarłe miasto. Dawniej – miasteczko stanowiące zaplecze elektrowni w Czarnobylu.
Dla mnie – jedno z najbardziej magicznych miejsc na ziemi.
(album był publikowany na stronie rmf24.pl w 25 rocznicę katastrofy w Czarnobylu)
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)
Ostatnio dopadło mnie. Mocno. I tak niemal samo z siebie.
Zauważanie piękna w prostych rzeczach. Takich jak niebo. Niby nic, a jednak. I w związku z tym, od kilku tygodnie wyżywam się artystycznie i je krzywdzę. Czasami z przyzwoitym skutkiem.
Zdjęcia poniżej były robione na przestrzeni jednego miesiąca i tylko w trybie lenia. Czyli z balkonu, ale o dobrych godzinach :) Żadne tam Egipty czy inne Konga. U nas też się da!
Co do obróbki – wbrew pozorom jest jej niewiele. Nawet bardzo niewiele – rozciągnięcie tonalne sceny, kapka saturacji i tyle.
(Aby obejrzeć resztę artykułu, kliknij na zdjęciu)