No i czas na tzw. „headlinera” festiwalu – Petera Gabriela.
Fotograficznie – nie było już dla nas tak różowo – klasyka gatunku: 3 bez flesza (jakkolwiek coponiektórzy uparli się błyskać – bywa ;) ).
Muzycznie – łał. Po prostu. Muzyka, światło, deszcz (czerwony ;) ) – wszystko było niesamowite.
Chyba nie da się tego opisać. To po prostu trzeba przeżyć!
W krótkich żołnierskich słowach opisał to Michał Kowalewski. Polecam!